***
W Indonezji występują tylko dwie pory roku: pora sucha i pora deszczowa. Póki co, pomimo pory deszczowej, pada rzadko, a jeżeli już, to tylko w nocy. Słońce wstaje ok. 4:30 a zmrok zapada kilka minut po 18:00 - i tak jest przez cały rok. To ze względu na "równikowe" położenie kraju. Sam nie wiem czy to lepiej czy gorzej, że u nas w lato dzień trwa nawet do 22:30 a w zimę tylko do 15:00.
Dziś kolejna lekcja z dzieciakami i pierwsza lekcja z trochę starszą młodzieżą - 17-18 lat. Różnica poziomu wiedzy jest widoczna, aczkolwiek nawet Ci starsi uczniowie boją się używać języka.
Obok mnie Mr Bidzik - nauczyciel angielskiego
Zapytałem dziś uczniów w dwóch klasach (ok.
50 osób), czy ktokolwiek z nich był gdziekolwiek poza wyspą Jawa (jest to
główna wyspa indonezyjska, na której żyje ponad połowa populacji kraju – 130 mln.
Indonezja liczy łącznie 247 mln ludzi a w jej skład wchodzi ponad 17 500 wysp!) Okazuje się, ze tylko jedna osoba z pięćdziesięciu była na Bali – wyspie, która
położona jest tylko 3,5 km od wschodniego brzegu Jawy. I pomyśleć, że ludzie z
całego świata przyjeżdżają, aby zobaczyć te rajskie wyspy, a Indonezyjczycy
mając „rzut beretem” nigdy tam nie byli, co więcej – nie byli nigdzie poza Jawą…Nie wiem jeszcze jak wygląda to w miastach, ale większości ludzi z terenów wiejskich po prostu nie stać na podróżowanie, nawet po swoim kraju...
Kolejny raz przekonałem się co to
jest „rubber time”. Przed drugą lekcją siedzieliśmy jak zwykle w pokoju
nauczycielskim (Ruang guru). Mówię do Pak Bidzika, że chyba czas iść, już 10 minut
trwa lekcja. A on do mnie, że pewnie jeszcze żadnego ucznia nie ma w klasie – zaczekajmy
5 minut. Nagle przychodzi Pani Ummi (dyrektorka) i mówi do Bidzika, że zabiera
mnie na obiad do domu. Ten odpowiada: ok. idź, poczekam
na Ciebie 20 minut. I tym oto sposobem z dwóch planowych lekcji (2x 40min)
pozostała tylko jedna.. :)
Na kolejnych zajęciach otrzymałem
nietypowe pytanie od jednej z uczennic: „Jakiego mydła używasz, że jesteś taki
biały?” (Ale żarcik) Odpowiedziałem, ze specjalnego – WYBIELAJĄCEGO ;)
Dziś pozowałem do kolejnej sesji i
rozdałem swoje pierwsze autografy!
***
O godz. 15:30 umówiłem się z Bidzikiem i jednym z uczniów, że nauczą mnie łowić ryby. Na terenie szkoły znajduje się staw, w
którym pływają ryby, żaby, myszy, szczury, kraby i…I tu mi się przypomina historia z pierwszego dnia we wiosce:
- „Pak Anas” – pytam jednego z nauczycieli angielskiego – „Co
żyje w tym stawie” – wolałem się upewnić wcześniej, niż później niemile zaskoczyć.
- „Ryby, są też żaby, myszy..” – Obawiałem się usłyszeć coś,
czego nie chciałem tu widzieć i nagle padło to słowo – „czasami węże” „…ale
tylko małe!” – dopowiedział na koniec widząc mój wyraz twarzy!
Wracając do tematu, poszliśmy więc łowić ryby, a ja miałem się uczyć. Powiedziałem im, że może raz, max. dwa razy w życiu łowiłem ryby, a tym co złowiłem, to nawet mały kot by się najadł… - "Ok., ok nauczymy Cię..."
Wracając do tematu, poszliśmy więc łowić ryby, a ja miałem się uczyć. Powiedziałem im, że może raz, max. dwa razy w życiu łowiłem ryby, a tym co złowiłem, to nawet mały kot by się najadł… - "Ok., ok nauczymy Cię..."
Mieliśmy
nawet swoją własną widownię
Wędki mieli nie najwyższej jakości – jedna z nich to tylko
patyk z żyłką i właśnie tę wziąłem do ręki (przynajmniej nie musiałem się
męczyć z kołowrotkiem). Przez prawię godzinę to co łapaliśmy było wielkości palca
wskazującego u ręki. Powiedziałem, że rzucam ostatni raz i kończymy. No iii cud! W końcu udało się...
Moja największa ryba w życiu! Wygląda mi na suma, bo z
wąsami. Oni nazywali ją Lele…
... więc zjedliśmy Lele na kolację :)
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz