wtorek, 12 lutego 2013

Pierwsze dni w szkole


***


        Dom, w którym mieszkam, znajduje się na terenie szkoły, więc do pokoju nauczycielskiego mam dosłownie kilka kroków.
        W muzułmańskich szkołach zarówno uczniów jak i nauczycieli obowiązuje specjalny strój. Pomimo strasznego upału uczniowie noszą uniformy, a nauczyciele zobowiązani są zakładać długie spodnie, zakryte buty i koszule z kołnierzem, przeważnie na długi rękaw. Nie inaczej jest w moim przypadku, chociaż ja się trochę wyłamuję z noszenia koszuli na długi rękaw ;)

       W poniedziałek pobudka przed 6.00 i czas rozpocząć swój pierwszy oficjalny dzień w szkole! O 6:30, tak jak obiecałem dzień wcześniej Panu Hadi (nauczyciel angielskiego) byłem już w pokoju dla nauczycieli. Znowu przekonałem się co to znaczy „rubber time”(Indonezyjski czas guma). Bapak Hadi przyszedł prawie godzinę później. Przez ten czas razem z innymi nauczycielami witałem uczniów przybywających do szkoły.A wygląda to tak: Stoimy przed bramą wjazdową  (troje nauczycieli i ja) a uczniowie wchodząc po kolei ściskają nam prawą rękę i przykładają do swojego czoła (w ten sposób wyrażają swój szacunek dla osób starszych). Już w Semarang się z tym spotkałem, ale zapomniałem napisać ;)
        
        Poznałem ok. 20 nauczycieli i nauczycielek a wszystkich jest podobno ponad 60, z czego zapamiętałem tylko troje: Anas, Bidzik, Mirul, więc nie jest najgorzej. Wręczyłem nauczycielom drobny upominek z Polski - cukierki: kukułki, raczki i irysy (to samo podarowałem dzień wcześniej rodzinie ;))

        Pierwsze zajęcia od 7:40 do 9:00 (2x40min) W drodze do sali czułem na sobie dziesiątki spojrzeń zaciekawionych dzieciaków. Śmieszne to jest :)


          Jeszcze w Polsce przygotowałem krótką prezentację o naszym kraju i Europie, którą będę przedstawiał każdej nowej grupie. Dziewczynki i chłopcy siedzą w oddzielnych rzędach. Mr. Hadi przedstawiał mi każdego z uczniów po imieniu. W większości mówił po indonezyjsku i wydawało mi się, że z niektórych dzieciaków kręcił beczkę. Najbardziej zdziwiło mnie to jak po wskazaniu jednej z uczennic powiedział: „The biggest one”, czyli „ta największa”. U nas taka dziewczynka mogłaby mieć traumę przez długi czas, tu natomiast wszyscy (łącznie z samą zainteresowaną) tylko się śmiali ;) 
W Indonezji jeśli powiemy do kogoś, z kim dłuższy czas się nie widzieliśmy, że jest gruby (Anda gemuk) oznacza to mniej więcej tyle, iż doceniamy, że dobrze wygląda, dobrze mu się wiedzie i żyje w dobrobycie ;)

        Po pierwszej lekcji miałem aż godzinę przerwy! Drugie zajęcia od 10:00 do 11:20.
Jeszcze tylko lekcja indonezyjskiego dla mnie i wolne. Nie przepracowałem się szczerze mówiąc, ale po kilku godzinach w tym stroju, przy takim upale miałem dość.

                                                   Lekcja indonezyjskiego z Mr Hadi


***


        Kolejny raz zapomniałem włożyć stopery w uszy, a co za tym idzie? Kolejna pobudka o 4:00...! Chociaż śpiewy z Meczetu są tak głośne, że nawet przez stopery je słychać. Masakra...
        Poznałem już wszystkich nauczycieli języka angielskiego a jest ich sześcioro. Do tej pory z czterema z nich miałem zajęcia. Każdy w inny sposób prowadzi swoje lekcje i w różnym stopniu mówi po angielsku. Akcent mają zupełnie inny niż Europejczycy, czasem ciężko zrozumieć ;)

         Może głupio zabrzmię, ale chyba trochę rozumiem aktorów i piosenkarzy, którzy po jakimś czasie unikają spotkań ze swoimi fanami. Z domu do biura mam ok 70 metrów drogi, a schodzi mi się z tym całkiem długo. Już od samego wyjścia z domu dzieciaki patrzą, podchodzą, krzyczą: „Hello Mister”, podają dłoń (jak już jedno z nich się odważy, wtedy podchodzi cały „sznureczek” uczniów). Końca nie widać :D Po zajęciach idąc z P. Ummi na obiad, zaczepiła nas grupka uczennic, prosząc o zdjęcie ze mną. Jak tylko je zrobili, podeszły następne osoby. P.Ummi powiedziała jednak, że śpieszymy się na obiad i niech przyjdą jutro rano. Mam nadzieję, że nie muszę się obawiać jutrzejszego dnia ;) Ciężko jest opisać co tu się dzieje, ale wygląda to mniej więcej tak jak koncert Lady Gagi, a ja jestem głównym bohaterem. Może, któregoś dnia zamontuję sobie ukrytą kamerę i pokażę Wam jak to wygląda na filmie.. dobra beczka :D

                                                  

         Po tym jak oświadczyłem, że lubię grać w piłkę nożną, natychmiast zostałem zaproszony na mecz. Miał się on odbyć o 5:00 wieczorem - nauczyciele kontra uczniowie. Już kilka minut po 4:00 zaszedł po mnie Mr. Bidzik. Mieliśmy trochę czasu do rozpoczęcia więc zaczął wypytywać mnie o Polskę, gdzie mieszkam, jak u nas jest. Nie mógł pojąć jak to możliwe, że ludzie w mieszkający w blokach nie mają swojej ziemi uprawnej przed budynkiem. Pytał też o to, gdzie parkujemy samochody no i oczywiście standardowe pytania o zimę. Aż trudno uwierzyć, że w Indonezji temperatura prawie nigdy nie spada poniżej 20 stopni... 
- "Czy w Polsce ludzie czasami zamarzają na śmierć?"
- "Tak, w szczególności ludzie bezdomni"
- "Dlaczego państwo im nie pomaga?"
- "Pomaga, ale czasami oni nie chcą tej pomocy"
- "Jak mogą nie chcieć pomocy, wytłumacz mi?"
I wiele, wiele takich i innych ciężkich tematów. Jak im wytłumaczyć, że ludzie czasami upijają się na śmierć, jak u nich nawet nie spożywa się alkoholu?
- "Ok, Bidzik nie świruj pawiana, jedziemy na mecz, ludzie czekają".

                                                              Gdzie jest Wally?


Selamat Tinggal!

***

2 komentarze:

  1. Coś czuję, że jeszcze zatęsknisz za gruzińskim kogutem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj zdecydowanie masz rację! On piał przynajmniej dużo ciszej i później. A ja w niego zgniłymi brzoskwiniami rzucałem..

    OdpowiedzUsuń