***
Dom, w którym mieszkam, znajduje się na terenie szkoły, więc do pokoju nauczycielskiego mam dosłownie kilka kroków.
W muzułmańskich szkołach zarówno uczniów jak i nauczycieli
obowiązuje specjalny strój. Pomimo strasznego upału uczniowie noszą uniformy, a
nauczyciele zobowiązani są zakładać długie spodnie, zakryte buty i koszule z
kołnierzem, przeważnie na długi rękaw. Nie inaczej jest w moim przypadku, chociaż ja
się trochę wyłamuję z noszenia koszuli na długi rękaw ;)
W poniedziałek pobudka przed 6.00 i czas rozpocząć swój pierwszy oficjalny dzień w szkole! O 6:30, tak jak obiecałem dzień
wcześniej Panu Hadi (nauczyciel angielskiego) byłem już w pokoju dla
nauczycieli. Znowu przekonałem się co to znaczy „rubber time”(Indonezyjski czas guma). Bapak Hadi
przyszedł prawie godzinę później. Przez ten czas razem z innymi nauczycielami
witałem uczniów przybywających do szkoły.A wygląda to tak: Stoimy przed bramą wjazdową (troje nauczycieli i ja) a uczniowie wchodząc po kolei ściskają nam prawą rękę i
przykładają do swojego czoła (w ten sposób wyrażają swój szacunek dla osób
starszych). Już w Semarang się z tym spotkałem, ale zapomniałem napisać ;)
Poznałem ok. 20 nauczycieli i nauczycielek a wszystkich jest podobno ponad 60, z
czego zapamiętałem tylko troje: Anas, Bidzik, Mirul, więc nie jest najgorzej.
Wręczyłem nauczycielom drobny upominek z Polski - cukierki: kukułki, raczki i irysy (to samo podarowałem dzień wcześniej rodzinie ;))
Pierwsze zajęcia od 7:40 do 9:00 (2x40min) W drodze do sali
czułem na sobie dziesiątki spojrzeń zaciekawionych dzieciaków. Śmieszne to jest :)
Jeszcze w Polsce przygotowałem krótką prezentację o naszym
kraju i Europie, którą będę przedstawiał każdej nowej grupie. Dziewczynki i chłopcy siedzą w oddzielnych rzędach. Mr. Hadi przedstawiał mi każdego z
uczniów po imieniu. W większości mówił po indonezyjsku i wydawało mi się, że z
niektórych dzieciaków kręcił beczkę. Najbardziej zdziwiło mnie to jak po
wskazaniu jednej z uczennic powiedział: „The biggest one”, czyli „ta największa”. U
nas taka dziewczynka mogłaby mieć traumę przez długi czas, tu natomiast wszyscy
(łącznie z samą zainteresowaną) tylko się śmiali ;)
W Indonezji jeśli powiemy do kogoś, z kim dłuższy czas się
nie widzieliśmy, że jest gruby (Anda gemuk) oznacza to mniej więcej tyle, iż
doceniamy, że dobrze wygląda, dobrze mu się wiedzie i żyje w dobrobycie ;)
Po pierwszej lekcji miałem aż godzinę przerwy! Drugie
zajęcia od 10:00 do 11:20.
Jeszcze tylko lekcja indonezyjskiego dla mnie i wolne. Nie
przepracowałem się szczerze mówiąc, ale po kilku godzinach w tym stroju, przy
takim upale miałem dość.
Lekcja indonezyjskiego z Mr Hadi
***
Kolejny raz zapomniałem włożyć stopery w uszy, a co za tym idzie? Kolejna pobudka o
4:00...! Chociaż śpiewy z Meczetu są tak głośne, że nawet przez stopery je słychać. Masakra...
Poznałem już wszystkich nauczycieli języka angielskiego a
jest ich sześcioro. Do tej pory z czterema z nich miałem zajęcia. Każdy w inny sposób prowadzi swoje lekcje i w różnym stopniu mówi po angielsku.
Akcent mają zupełnie inny niż Europejczycy, czasem ciężko zrozumieć ;)
Może głupio zabrzmię, ale chyba trochę
rozumiem aktorów i piosenkarzy, którzy po jakimś czasie unikają spotkań ze
swoimi fanami. Z domu do biura mam ok 70 metrów drogi, a
schodzi mi się z tym całkiem długo. Już od samego wyjścia z domu dzieciaki
patrzą, podchodzą, krzyczą: „Hello Mister”, podają dłoń (jak już jedno z nich
się odważy, wtedy podchodzi cały „sznureczek” uczniów). Końca nie widać :D Po
zajęciach idąc z P. Ummi na obiad, zaczepiła nas grupka uczennic, prosząc o zdjęcie ze mną. Jak tylko je zrobili, podeszły następne osoby. P.Ummi powiedziała jednak, że śpieszymy się na obiad i niech przyjdą jutro rano. Mam nadzieję, że
nie muszę się obawiać jutrzejszego dnia ;) Ciężko jest opisać co tu się dzieje, ale
wygląda to mniej więcej tak jak koncert Lady Gagi, a ja jestem głównym bohaterem. Może, któregoś dnia zamontuję sobie ukrytą kamerę i pokażę Wam jak to wygląda na filmie.. dobra beczka :D
Coś czuję, że jeszcze zatęsknisz za gruzińskim kogutem ;)
OdpowiedzUsuńOjj zdecydowanie masz rację! On piał przynajmniej dużo ciszej i później. A ja w niego zgniłymi brzoskwiniami rzucałem..
OdpowiedzUsuń