***
W każdy czwartek uczniowie klas 7 i 8 mają zajęcia z
harcerstwa. W miarę możliwości staram się brać w nich udział, oczywiście w roli
obserwatora (za stary jestem na takie głupoty). Dzisiaj część skautów miała tzw. „chrzest” i musiała przejść egzamin kwalifikujący ich do grona pełnoprawnych harcerzy. Podzieleni zostali na grupy a ich zadaniem było odnalezienie drogi do celu w
lesie wg wskazówek. Następnie czekała ich przeprawa przez rzeczkę i czołganie po błocie.
Na koniec odśpiewali jakieś indonezyjskie piosenki i stali się prawdziwymi skautami!
Poniżej trener
skautów – Pak Kusonoto wspinający się po drzewie.
A tu moja kolacja
upolowana przez jednego ze skautów ;)
***
W piątki moje zajęcie to tzw. „social work”, czyli praca społeczna. W rzeczywistości polega to na tym, że poznaję indonezyjskie życie
i zwyczaje z bliska. Tym razem wybraliśmy się razem z kilkoma uczniami do
wytwórni dachówek, której właścicielem jest ojciec jednej z uczennic.
Dachówki produkowane są z gliny za pomocą specjalnych maszyn. Wyglądało to na dosyć łatwe zadanie, więc postanowiłem spróbować.
Wkłada się takiej gliny na uprzednio posmarowaną olejem maszynę, następnie wsuwa pod „zgniatacz” no i zgniata. Śmiesznie to brzmi, ale nie znam nomenklatury części tej maszyny ;)
Czy nie przypomina Wam trochę ciasta czekoladowego? ;)
Dachówka teraz już tylko musi
wyschnąć i jest gotowa to użytku!
***
Treningi karate.
Tak naprawdę jest to jakaś inna sztuka walki, ale nie znam się i
wszystkie
podobne nazywam „karate”.
Owoce mangostanu
W odwiedzinach u
znajomka: Mas Surur, Mas Artur, Mas Bidzik ;)
***
W sobotę rano idąc na zajęcia zobaczyłem na głównym placu uczniów robiących pompki...
Nie wiem ocb, ale
chyba coś musieli przeskrobać ;)
Pak Sory, o
którym kiedyś pisałem, że ma śmieszne imię jest nauczycielem w dwóch szkołach. Na
niedzielę zaprosił mnie więc do swojej drugiej szkoły tłumacząc, że uczniowie
bardzo chcą mnie poznać. (ok. 30
km od wioski, w której mieszkam). Przyjechał po mnie z
dyrektorem tejże szkoły punktualnie o 7:00 rano. Zdziwiłem się bo wg tzw. „indonesian
rubber time” (czas guma) „powinni” się spóźnić ok. 30-60min… Tym razem jednak to ja byłem nie gotowy… Przeprosiłem więc: „I’m sorry Pak Sory” – tak
śmiesznie :)
To chyba był
najzimniejszy dzień w Indonezji od momentu kiedy tu przyleciałem – ok. 24 stopnie… i cały czas padało.
Myślałem, że to
będzie tylko nieformalne spotkanie więc założyłem japonki i koszulkę polo.
Co do koszulki
nic nie powiedzieli, ale buty – doradzili
mi, żebym zmienił ;). Szybo się również przekonałem, że to bardzo formalne
spotkanie… już na samym wjeździe do wioski... Do złudzenia przypominało mi to wszystko pierwszy dzień w mojej szkole...
Kilka błędów w pisowni, ale mniejsza o to! No i foto, na którym śpię..
Następny baner
wisiał w auli - niestety sam tego zdjęcia nie wybierałem...
...zostało ono zrobione kilka tygodni temu przed kantyną szkolną telefonem Pana Sory.
Byłem wtedy zmęczony po zajęciach i nie miałem pojęcia do czego posłuży to zdjęcie!
Swoją drogą, już
chyba nic mnie nie zdziwi w tym kraju ;)
Na auli było ok.
100 uczniów, którzy przyszli mnie zobaczyć. Na początku występ chóru:
Powyżej Pan Sory -główny "sprawca" wydarzenia grający na instrumencie.
Później
przemówienie dyrektora, vice-dyrektora no i moje. Zupełnie nie spodziewając się takiej "imprezy", nie przygotowałem żadnej mowy, więc leciałem na spontanie.
Jak już
skończyłem mówić zaczęły sypać się pytania od uczniów:
- co najbardziej
lubisz w Indonezji?
- dlaczego
wybrałeś właśnie ten kraj?
- co sądzisz o
naszej szkole? i wiele, wiele podobnych…
Śmiesznie to
wyglądało bo część uczniów czytała swoje pytania zapisane na … dłoni. Ja też
pozwoliłem sobie na mały żarcik udając, że odczytuję odpowiedź „z ręki” ;)
W końcu jedna z
uczennic zapytała:
- „Czy mógłbyś
podać swój adres na facebooku?”
- Zapytałem
dyplomatycznie „A co to jest facebook?” (Podając go, mogłoby się to źle
skończyć nie tylko dla mnie, ale także dla moich znajomych)
- Chyba nie
uwierzyła w moją odpowiedź, ale zadała następne pytanie „Czy mógłbyś podać swój
nr telefonu?”
- Myślałem, że
nie wybrnę z tego ale szybko odpowiedziałem po indonezyjsku, że nie pamiętam ;)
- Za to na
ostatnie pytanie (żeby nie było) odpowiedziałem już „Tak” – „Czy mogę uścisnąć
Twoją rękę?”
- Uff… dobrze, że
na tym się skończyło.
Co ja się z nimi
mam… ;)
Na koniec
oczywiście seria zdjęć
Wcale nie byłem aż tak bardzo spocony! Stary aparat - rozmazuje ;)
No i krótki
wywiadzik do gazetki szkolnej:
Nauczyciele
Wszyscy mają na
sobie takie same koszule wykonane z batiku, o którym pisałem
w poprzednim
poście. Każda szkoła ma swój unikalny wzór tego materiału.
Na jedno z pytań
od uczniów: „Jaka jest Twoja ulubiona potrawa indonezyjska?” odpowiedziałem
„krewetki w ostrym sosie orzechowym”. Nauczyciele zdecydowali więc zabrać mnie
do restauracji, gdzie serwowano najlepsze krewetki…
Wszyscy są tu dla
mnie tak dobrzy, że nieraz aż mi głupio, ale z drugiej strony nie wypada odmawiać.
Fakt faktem ja też staram się jak mogę. Podobno byłem piątym
„białym", który odwiedził tę szkołę (po trójce Amerykanów
i Australijce). I jak mi później oznajmiono – najlepszym. Nie wiem czy to
prawda, czy tylko zagranie „pod publiczkę”, ale mówili, że Ci poprzedni nie
nawiązywali tak dobrego kontaktu z uczniami. Ok, koniec tematu żeby nie było że
się przechwalam! :D
***
W drodze
powrotnej do domu zajechaliśmy na stację benzynową zatankować paliwo a tu klops - pusty dystrybutor… na następnej stacji to samo! Już wyobrażałem sobie: „biały
człowiek pchający samochód przez indonezyjską wieś” – to dopiero byłoby
widowisko! Na szczęście w Indonezji zawsze w pogotowiu są uniwersalne sklepiki ze stoiskami takimi jak to poniżej…
Paliwo w
litrowych butelkach sprzedawane przed sklepem spożywczym!
Szukacie pomysłu na biznes? Widzieliście coś takiego w Polsce?
Pozdrawiam ;)
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz