***
Polacy, którzy wybierają się do Indonezji na wakacje muszą starać
się o wizę turystyczną na okres max. 30 dni. Ja posiadam tak zwaną wizę
socjalno-kulturową na okres dwóch miesięcy, której ważność właśnie wygasa i wracam do Polski...
A tak
poważnie to muszę zrobić zdjęcia legitymacyjne, jechać do Surabaji i przedłużyć
ją – już nie na dwa, lecz tylko na jeden miesiąc. I tak przez trzy kolejne miesiące– aż do lipca…
jakby nie można było przedłużyć jej od razu na 3 miesiące...
Po powrocie z Bali oprócz licznych ran na ciele miałem
jeszcze problem z bolącym uchem – prawdopodobnie od nurkowania. Pak Bandżir i Bu Ummi
jak mnie zobaczyli, od razu stwierdzili,
że jedziemy do lekarza. Więc wyruszyliśmy w "tripa na miacho" zahaczając przy okazji o fotografa.
Studio nie wygląda profesjonalnie ale zdjęcia były naprawdę dobrej
jakości i wyglądały również dobrze,
no może poza twarzą, ale tego nawet najlepszy fotograf nie zmieni ;)
Kolejny punkt „wycieczki” – lekarz. Kolejka – 7 osób przede
mną. Zauważyłem w tym czasie, że każdy płaci za wizytę. Kwota nie jest wysoka i
przeważnie zależy od stopnia choroby. Kulejący facet z obandażowaną
noga przede mną zapłacił w przeliczeniu na PLN 7,50 zł…
Uczucie było nieprzyjemne i bolesne– zrywanie 3-dniowych
strupów i zakładanie nowego opatrunku... (przeżyłem).
Lekarz przepisał mi aż 4 rodzaje tabletek (w tym dwa
antybiotyki)! Przez kolejne dwa dni praktycznie nie wychodziłem z domu – pogoda
na zewnątrz nie sprzyja szybkiemu gojeniu się ran. A i tabletki działały na mnie usypiająco.
Morał – Gdyby kózka nie skakała...
„Indonezyjskie słodycze” oczywiście zrobione z ryżu!
Tego dnia spróbowałem też słodkiego napoju ze
sfermentowanego ryżu, który podobno po ok. tygodniu stałby się alkoholem. W
mojej wiosce nikt jednak nie pije alkoholu. Przez chwilę przeszła mi myśl
przez głowę, żeby zabrać szklanę z tym magicznym eliksirem na
tydzień do pokoju!
Po dwóch dniach kuracji już czułem się zdecydowanie lepiej i mogłem z
powrotem uczestniczyć w codziennych aktywnościach. Co prawda nie było ich zbyt
dużo, bo już kolejny tydzień trwają egzaminy.
Jedna z nauczycielek oprócz uczenia prowadzi również swój sklep. Niezbędne zakupy robię więc u niej, bez wychodzenia z domu.. zamówienia
składam sms-em ;) Nauczyłem ją mówić po polsku: „dzień dobry” i „dziękuję”,
więc teraz mi odpisuje „ Jin dobre” i „Jink uye” (dla sprostowania - pisowni jej nie uczyłem).
Mój ziomek Bidzik (najlepszy nauczyciel j. angielskiego w
szkole) chciał obejrzeć moje zdjęcia z Polski, więc mu pokazałem. Cały czas nie
może pojąć jak to możliwe, że w miastach nie mamy pól ryżowych, albo
przynajmniej zbożowych… Zatrzymał się również na zdjęciu mojego psa i zapytał:
-„ Jaka jest jego funkcja?”
- „Funkcja? Leży w domu cały czas, czasami chce się bawić”
- „Jak to leży w domu, bierzecie go na polowania?”
- „(śmiech) Nie!”
- „Więc po co go trzymacie?”
Ehh śmiesznie jest z nim czasami…
Czy ten pies wygląda Wam na
łowcę? :D
Chociaż Indonezja jest prawie w całości zamieszkana przez
Muzułmanów, respektują oni również religie mniejszości w tym kraju. Tak więc chrześcijański
Wielki Piątek jest tu dniem wolnym od pracy. Swoją drogą trochę dziwne, bo w
Polsce jest on normalnym dniem. Za to tu Niedziela i Poniedziałek
Wielkanocny są tu zwykłymi dniami roboczymi.
Pomimo wolnego piątku cała rodzina była jak zawsze wcześnie
„na nogach” – przed 6:00. Tylko ja zawsze przedłużam sobie sen, jak tylko mogę
– „jeszcze 5 min, jeszcze 5 min..." i w końcu wstaję o 6:30.
W piątek jadąc na ryby pierwszy raz zauważyłem
węża pływającego w kanale. Był jednak mały i podobno niegroźny.
A to świeżo złapana krewetka
Więcej krewetek...
A tu świeże leszcze ;)
I tratwa, która nie potrafiła utrzymać na powierzchni wody nawet jednego człowieka...
***
Pierwszy raz spędzam Święta poza krajem. Równocześnie będą
to moje „najcieplejsze” święta. Życzę Wam wszystkim w Polsce Wesołych i również
ciepłych Świąt – albo przynajmniej bez śniegu :)
***
Przeczytałam wszystkie wpisy jednym tchem. Twoja wyprawa jest niesamowita:) Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń