***
Może zacznę od pytania, jakie usłyszałem w niedzielę od
razu po wstaniu.
Mr Bandżir: „chcesz dziś się ostrzyc, bo jadę do fryzjera po południu?”
- „Hmm, aż tak źle wyglądam?”
- „Tak”
i po temacie :D
Tak więc tego dnia po raz pierwszy skorzystałem z usług
indonezyjskiego fryzjera. Dla niego to też była pierwsza w życiu blond
głowa :)
Pak Bandżir nie mówi zbyt dobrze po angielsku, tak więc
wytłumaczyłem Bidzikowi jak chcę być ścięty. Ten zapisał mi to po indonezyjsku w
moim zeszycie, z którym to podszedłem do fryzjera i zacząłem czytać... Na szczęście zrozumiał i bardzo starannie pracował nad moją główką. Później miał trochę
wątpliwości, więc podeszła jego żona (rodzinny biznes), która zostawiła na
fotelu swoją klientkę i zaczęła strzyc mnie ;)
Podczas całej "operacji" przyszło kilkoro dzieciaków z taboretami, którzy usiedli w drzwiach i oglądali to "niesamowite widowisko" ;)
Jakby co, to nie ja na tym zdjęciu, chociaż już się troszkę opaliłem.
W tym lokalu świadczone są usługi nie tylko
fryzjerskie, jak widać. Niemal każdy indonezyjski sklep tak wygląda – dywersyfikacja ryzyka ;) Najbardziej podobają mi się litrowe butelki z benzyną sprzedawane w
„spożywczaku”.
Poza wizytą u fryzjera, całą niedzielę dochodziłem do siebie po intensywnym pobycie
na wyspie Lombok, a głowę miałem gorącą od przegrzania słonecznego.
***
W tym tygodniu w naszej szkole od poniedziałku do piątku trwają egzaminy dla klas 9 i 12. W związku z tym wszystkie klasy od 7 do 12 mają wolne. Również ja mam
luźniejszy grafik, więc postanowiłem przez cały tydzień prowadzić
English Club dla ochotników.
Już widać efekty, co mnie bardzo cieszy a najważniejsze jest to, że powoli przełamują barierę językową!
Papierosy w Indonezji wyglądają, pachną i smakują
specyficznie. Pakowane są przeważnie po 12 lub 16 sztuk a do tytoniu dodawane
są goździki, więc pachną podobnie do grzanego piwa. Zawartość nikotyny też jest
sporo wyższa niż normy europejskie. O ile się nie mylę w Unii Europejskiej jest
to max. 1.0mg. Na obrazku poniżej - 2.3mg.
We wtorek pojechałem ze skautami na całodniową wycieczkę.
Najpierw miały być góry. Okazało się, że jest to tylko jedna
góra i to nie wysoka, chociaż widok z niej był całkiem spoko..
Powyżej zdjęcia "mini-cmentarzy", których jest kilka na górze a usytuowane są tak po prostu - między domami, drzewami.
Spotykaliśmy nie lada trudności na drodze, jak np. rozsypany na ulicy ryż...
Nie wiem co oni z nim robili, sprzedawali czy suszyli – nie
mam pojęcia. Nie jechał z nami żaden nauczyciel angielskiego, więc miałem trudności z komunikacją. Mimo to jeden z nauczycieli za wszelką cenę starał się nauczyć mnie nowych słówek po indonezyjsku. Z tego co zrozumiałem z jego nauk -"tabu" oznacza cukier. Szybko więc chciałem wykorzystać nowe słówko w praktyce i już następnego dnia w szkolnej kantynie powiedziałem, że chce herbatę tylko z jedną łyżką cukru. Niestety nikt mnie nie zrozumiał i kolejny raz dostałem przesłodzoną herbatę (ok. 4 łyżki). Okazało się, że "tabu" oznacza "trzcina cukrowa"...
Kierowca chciał zdjęcie, to mu zrobiłem…
Później pojechaliśmy na plażę dla tubylców -pełną śmieci z
brudną, zieloną wodą w morzu. Mimo to, była wypełniona po brzegi ludźmi. Łatwo poznać, że to plaża
dla tubylców bo oprócz koloru skóry wszyscy kąpali się w ubraniach (kobiety
również w nakryciach głowy) przy temperaturze ponad 30 stopni. Wciąż jest to
dla mnie abstrakcją (jak tak można?!). Na początku myślałem, żeby chociaż zdjąć
koszulkę ale i bez tego zwracałem na siebie uwagę. Tak więc pierwszy raz w
życiu kąpałem się w ubraniach: długie spodnie i koszula :] Po dwóch godzinach opalenizna
na moich rękach wyglądała jak flaga Polski, a po podniesieniu rąk do góry – jak
flaga Indonezji.
To nie są ślimaki! Wyglądają trochę jak skorupiaki w
muszlach – zapomniałem nazwę. Tak czy siak są żywe, śmiesznie pomalowane i sprzedawane na plaży.
Czasami zamiast koni, do wozów zaprzęgane są wielkie "krowy" z garbami:.
A poniżej już mini pole ryżowe na naszym stawie. Dzieciaki już w szkole uczą się, jak uprawiać ryż
A tu moje ulubione owoce – Rambutan (w wolnym tłumaczeniu
hair-fruit). Nigdy nie widziałem w Polsce. Próbował ktoś?
Grupa studentów chętnych do nauki j. polskiego ciągle
rośnie!
A tak poważnie (nie licząc dzieciaków, które tylko
przyglądają się z zaciekawieniem) to już mam dwoje uczniów (tydzień temu był
tylko jeden odważny).
Ten pierwszy cały czas mnie zaskakuje. Ostatnio sam, poprzez goggle translator, wyszukiwał nowe słówka po polsku ( na zdjęciu powyżej). Wszystko zrobił dobrze z wyjątkiem dni tygodnia, które wg jego tłumaczenia brzmią tak:
Poniedziałek, wtorek, długo, koszula, piątek, sobota, niedziela.
:))
***
Admiring the time and effort you put into your site and
OdpowiedzUsuńdetailed information you offer. It's great to come across a blog every
once in a while that isn't the same outdated rehashed material.
Wonderful read! I've saved your site and I'm adding your RSS feeds to my Google account.