czwartek, 23 maja 2013

Kolejny tydzień z życia Indonezyjczyka



***
           
           W piątek pojechałem wraz z uczniami do Lamongan gdzie odbywało się EXPO – promujące szkoły techniczne z okolicy.
Zbrałem się samochodem wraz z Mas Najim a uczniowie swoją tradycyjną metodą:


Kobiety w charakterystycznych kapeluszach chroniących przed
słońcem przy pracy na polach ryżowych.

Ot i EXPO! 

Swoje wystawy prezentowało ponad sto szkół i każda z nich miała coś innego do pokazania..
Co niektóre przypominały mi motywy ze słynnych filmów…

 Jurassic Park

Transformers

Czarny łabądź 

Janko muzykant

Powyżej moi studenci dzielnie dopingujący swojego nauczyciela, który próbuje strzelić gola, czymś co ledwo się rusza i co chwilę trzeba klepać żeby działało…

Wystawa jaszczurek i węży.
Ta poniżej była powieszona w pół na jakimś żelastwie…

No i moja ulubiona ryba. Co to jest?

Nazywa się lele. Wygląda jak nasz polski sum i chyba to nawet ten sam gatunek. Bardzo smaczny, aczkolwiek tak dużych jak powyższy się nie je, bo podobno są niesmaczne i zjadają… odchody.. bleee!




Powyżej tradycyjna jawajska gra. Należy metalowym drucikiem zakończonym małą pętelką przejść z dołu na górę wzdłuż powyginanego pręta, nie dotykając go. Wymaga cierpliwości i trzeźwego stanu umysłu... 

Mas Najih na DJ-ce

Koniec tej imprezy! Weekend nadchodzi, jadę do Surabaji!

          Ledwie godzinkę spędziłem w tym miejscu i już byłem cały spocony. Strasznie gorąco .. Teraz więc czas jechać do Surabaji. Mas Najih miał mnie podwieźć na przystanek, z którego wyruszę dalej w drogę. Ale jako że był piątek, godzina 12.00, więc najpierw musiał zajechać na modlitwę do meczetu. Muzułmanie modlą się 5 razy dziennie (Ci bardzo religijni) ale dniem najważniejszym jest dla nich właśnie piątek. Wtedy to od godz. 11 do 12 słychać głośne „śpiewanie” (nawoływanie) z meczetu  (ja przeważnie w tym czasie zakładam słuchawki na uszy), a od godz. 12 trwa modlitwa. Co ciekawe w tejże modlitwie mogą uczestniczyć tylko mężczyźni.

          Tak więc, czekałem sobie ok. 40 min. na Najiego pod drzewkiem...
Autobus do Surabaji, oczywiście ten sam co zawsze - z "naturalną klimą", czyli wszystkie okna i drzwi pootwierane, no ale za 2,70zł!

           Na miejsce dojechałem standardowo po ok. dwóch godzinach. Z dworca odebrał mnie Allan. Wspomniłem o nim w jednym z wpisów... jest to mój nowy ziomek, którego poznałem dwa tygodnie temu będąc w Surabaji. Polak z narodowości, ale zaraz po jego urodzeniu rodzice emigrowali do Niemiec. Studiuje w Holandii a obecnie jest na półrocznej wymianie studenckiej właśnie w Surabaji. Śmiesznie mówi po polsku i robi dużo błędów w pisowni, np. Laszego (dlaczego).. podobno  mama go zawsze poprawia ;)

Mieszka on wspólnie z kolegą – Niemcem w 25-piętrowym apartamentowcu. 
Z dachu budynku rozciąga się widok na całą Surabaję.




A to już widok z jego okna na basen, który mają „na podwórku”.
Mimo, że wygląda to wszystko ładnie, to jednak mieszkanko jest bardzo małe i już nie tak piękne jak reszta – powiedzmy, że standard.


           Wieczorem oczywiście trochę "pobujaliśmy się po mieście", w sobotę tak samo...  nie ma co się dużo rozpisywać, było dobrze ;)

W niedzielę jeszcze przed wyjazdem odwiedziliśmy z Allanem uniwersytet katolicki naszych koleżanek.

Trening karate 

 
Katolików w Surabaji, jak również w innych dużych miastach Indonezji jest znacznie więcej niż na wsiach i w małych miejscowościach.

           Następnie po południu zostaliśmy zaproszeni na spotkanie studentów z organizacji o nazwie Polyglot Surabaya, która zrzesza ludzi chcących uczyć się różnych języków. Miałem swoje stoisko i co mnie pozytywnie zaskoczyło - znalazło się też kilku słuchaczy j. polskiego!

Żeby nie było: Allan ze swoim: "Laszego?" miał swoje - niemieckie stoisko ;) 


 Wszystkich imion nie pamiętam ale wymienię z narodowości od lewej: 
Palestyna, Allan (Polska), Kambodża, Japonia, Jemen


           Wieczorem jeszcze „uderzyliśmy na miacho” a następnie znowu późnym wieczorem wróciłem do swojej wioski. Dotarłem ok. północy, kiedy wszyscy w domu już spali. Uuups, drzwi były zamknięte, musiałem ich obudzić.. 

***

          Poniedziałek – zmęczony po intensywnym weekendzie rozpocząłem kolejny tydzień nauczania.


           Strzyżenie w szkole! Oczywiście nie było ono z woli studenta… Każdy uczeń, który posiadał włosy dłuższe niż standardowe, "wpadał pod kosiarkę". Jeden z nauczycieli chodził z wielkimi nożycami i poprawiał każdego, który „nie wyglądał tak jak powinien”. Widziałem jak kilku z nich płakało.. Niestety tak tu jest...

Mr Bidzik w swoim ulubionym miejscu czyli kantynie szkolnej. Człowiek ten nigdy nie pił napoi wyskokowych, ale mimo wszystko twierdzi, że piwo jest nie dobre, bo ma gorzki smak .. Generalnie - chodząca encyklopedia :D

***

           W czwartek w naszej szkole odbywały się konkursy dla  przedszkolaków i szkół podstawowych z rysowania, j. arabskiego i czegoś tam jeszcze. Oczywiście wizytówka szkoły - biały Bule też wystąpił  i powiedział kilka ciepłych słów dopingujących swoich podopiecznych...




Mali zwycięzcy 

A ten maluch poniżej chyba nie dowierzał, w to co widzi...
 Mamo!!! Zobacz, zobacz... czy to naprawdę bule !?!?

***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz