poniedziałek, 10 czerwca 2013

Karimum Java - "prawie" spełnione marzenie



***

           Z  każdym dniem mam coraz większe wrażenie upływającego czasu. Pozostał mi tylko miesiąc a ja już myślę powoli nad powrotem do Indonezji. Przede mną ostatni tydzień szkoły.. w następnym są już tylko egzaminy a po nich koniec semestru. Ahh…
Z drugiej strony to jeszcze miesiąc! Więc muszę go wykorzystać jak najlepiej!

***

Na początku mojego projektu, zapytany przez rodzinę, jakie jest moje hobby, powiedziałem, że m.in. jazda na rowerze. Jakiś czas temu więc Pan Bandzir zakupił  rower za (bagatela)… 5 baniek (to ok 12 przeciętnych wypłat mojego ulubionego nauczyciela). Szkoda tylko, że dopiero po czterech miesiącach, ale żeby zakup nie okazał się na darmo, zorganizowałem   wyprawę rowerową dla uczniów. Udało mi się zebrać ok. 10-cioro dzieciaków, a na rozgrzewkę nawet więcej...




Rowery uczniów w większości wyglądały jakby miały po 20 lat. .. Ale co tam - ruszamy.

Pamiętacie takie napoje w woreczkach? Czasy (mojej) podstawówki :)

Wszystko było dobrze do momentu, dopóki pierwszy rower się nie zepsuł....

...później następny i w końcu mój! Nowiutki rower! 

          Wszystko było z nim ok, poza tym że był wyprodukowany w Chinach… - chiński bubel. Wętyle w kołach są długości palca wskazującego. Musiałem o coś zahaczyć, wentyl się złamał i powietrze z koła zeszło momentalnie… No cóż, musieliśmy dźwigać rower do najbliższego "uzdrowiciela". Robiło się coraz goręcej, pot po mnie spływał. Po 20 minutach dotarliśmy do mechanika, aby usłyszeć że … on nie ma wentyla zapasowego. Nie wiem, czy w ogóle coś miał, oprócz kilku starych opon.

          Generalnie przejeżdżając przez pobliskie wioski ludzie patrzyli na białego jak by sam prezydent przejeżdżał. Wyobraźcie sobie więc jakie musiało być ich zdziwienie, kiedy taki biały bule dźwigał rower na plecach… Mówiąc szczerze-  słońce i upał nie było tak męczące jak spojrzenia ludzi - zero prywatności, mówię Wam!  Z jednej strony to może się wydawać przyjemne gdy wszyscy krzyczą Hello mister, ale po dłuższym czasie przy zaistniałej sytuacji  miałem dosyć..


          W tym tygodniu zepsuł mi się również komputer. Zawisły nade mną czarne chmury! Jak to tak bez komputera?! Dwóch specjalistów IT z mojej szkoły (w tym Pak Bidzik) przeglądało sprzęt. Jednak poza stałym włączaniem i wyłączaniem nic nie byli w stanie zrobić. Finalnie Pak Bidzik dał mi bezcenną wskazówkę – "rzuć nim kilka razy o łóżko - powinno pomóc!"  O_o ...
          Nie wiem dlaczego (chyba z braku nadziei), ale postanowiłem spróbować rady Mr. Speca. Jaki rezultat? Pomogło! Widocznie jakieś złącze musiało nie stykać. Dobrze że zadziałało, bo w przypadku dalszych problemów, następnym krokiem według Pak Bidzika był rzut o podłogę...

***

         W każdy wtorek  prowadzę zajęcia w specjalnej klasie, której  poza mną prawdopodobnie nikt nie używa. Co za tym idzie, jest to idealne miejsce do zamieszkania dla różnych żywych istot.


Co tydzień w wiatraku na suficie można znaleźć takie oto gniazdeczko ;)

A na krześle nauczycielskim za każdym razem w tym samym miejscu wyrasta grzyb...


Poniżej już akcja przed drzwiami mojego domu:
Matka Bu Ummi ma ok. 15 kotów… !
Ciekawe jest to, ze Bu Ummi nigdy nie zostawia im resztek z jedzenia, tylko wyrzuca do śmietnika. Mówi, że później same sobie wygrzebią. I tak się faktycznie dzieje, koty szperają w śmietnikach …

***

          Jeden z moich “surabajskich” znajomych - Adit, pracuje w banku. Na weekend jego szefostwo zaplanowało wyjazd na Karimum Jawa – są to malutkie, niezwykle pięknie położone wysepki na północ od Semarang (ok 4 godziny podróży statkiem). Okazało się, ze mają jedno wolne miejsce w autokarze. Adit więc zadzwonił od razu do mnie z propozycją wyjazdu. Nie zastanawiałem się nawet chwili! Karimum Jawa to ostatnie miejsce na mojej liście, które muszę odwiedzić przed powrotem do Polski. Warunek był jeden. Pracownicy banku mogli zaprosić tylko członków swoich rodzin. "Yyyy…no to klapa"- pomyślałem. Adit  znalazł jednak rozwiązanie... Poprosił mnie, abym w razie ”W” mówił, że jestem jego bratem! "No spoko, ale przecież każdy głupi widzi że ja jestem Bule a Ty nie!" Odpowiedział tylko -“ No problem” :D


          Z Surabaji na Karimum Jawę jedzie się przez Lamongan, wiec stąd też mnie odebrali w piątek ok 21.00 (planowo miało być o 20:00). W busie jechało ok 40 osób: pracownicy banku wraz z rodzinami, no i ja, jedyny bule na pokładzie… Podróż powinna trwać ok 7-8 godzin a trwała 14 z powodu remontów na drodze! Masakra! Autobus nie należał do najwygodniejszych, ale udało mi się trochę pospać. Przez te renowacje na drogach spóźniliśmy się na statek…Dojechaliśmy o 13:00 w sobotę. Na miejscu okazało się że następny odpływa dopiero za kilka godzin, a my mieliśmy czas tylko do południa w niedzielę. Szef szefów banku stwierdził, ze nie ma sensu płynąć na wyspy tylko na 20 godzin. Wrrr! Nie dało się ukryć niezadowolenia na twarzach uczestników wyprawy. Ehh a miało być tak pięknie - złota plaża, błękitna woda, rekiny, żółwie, kolorowe rybki... Później dowiedzieliśmy się, że z powodu złej pogody i wysokich fal nikomu nie udało się tego dnia dopłynąć na Karimum Jawa. Statek na który się spóźniliśmy również zawrócił po dwóch godzinach…

         Na pocieszenie chociaż wszyscy mogli zrobić sobie zdjęcie z bule. Na pocieszenie, ale nie koniecznie dla mnie .. ;)

         Odpoczęliśmy 3 godziny na miejscowej plaży, która już nie była taka piękna...




...I wyruszyliśmy w podróż powrotną, która okazała się krótsza- "tylko" 11 godzin.... Mając jeszcze całą niedzielą wolną zdecydowałem, że pojadę do Surabaji. Dojechaliśmy przed 5 nad ranem. Przespałem się u Adita do godziny 10 i można było planować dzień. O 11:00 umówiłem się z koleżanką w parku na karmienie jeleni :P



Prawda, ze ciekawe tatuaże? ;)
Tradycja na niektórych z indonezyjskich wesel. To tylko henna i znika po tygodniu.


         Następnie z Adit'em pojechaliśmy do surabajskiego lasu o nazwie – Moongrove forest, gdzie można było zobaczyć małpy, kolorowe kraby i "wędrujące" ryby. A przy odrobinie szczęścia - duże jaszczurki rzeczne. Nam udało się nawet zobaczyć dwa węże wodne.. wrrr już mam ich dość..


Śmieci, które mijaliśmy po drodze płynąc łódką

Relaksik

Małpiszon

          Wieczorem spotkaliśmy się jeszcze z Allanem i dwiema koleżankami z pracy Adita.
Co do Allana, przy okazji opowiem śmieszną historię, a więc - po jego przyjeździe do Indonezji cztery miesiące temu, ktoś z jego uniwersytetu pomógł mu znaleźć mieszkanie w Surabaji. Allan jako „świeżak” oczywiście skorzystał z pomocy. Mieszkał tam do pewnego momentu... do którego znosił to, że mrówki urządziły sobie ścieżkę przez jego pokój, to że karaluchy systematycznie biegały po podłodze i to, że śmierdziało z kibla. Ale kulminacyjny moment nastąpił, kiedy wstając w nocy ze swojego łóżka w drodze do ubikacji został zaatakowany i ugryziony przez wielkiego szczura!
Haha, ja się z tego teraz śmieję, ale jemu wtedy na pewno nie było do śmiechu. Biedak wskoczył z powrotem do łóżka i bał się nawet iść wysikać :D (A może, z tego wszystkiego narobił w portki, tylko nie chce się przyznać? :o)


Poniżej od lewej: Allan, drugi bule, Devi, Putri

***

To tyle, wracam do wioski! Ahoj :)

         Na koniec jeszcze jakie informacje o Polce docierają do Indonezji?  Dwa tygodnie temu pokazywali w telewizji krzywy domek w Sopocie, a wczoraj było info o powodziach, które nawiedziły Polskę.

***

1 komentarz:

  1. Dwa dni temu pod Krzywym Domkiem zaczepiło mnie troje Francuzów zadając standardowe pytanie: na które potrafię już opowiedzieć słysząc "am sorry..." "Do you know where is Krzywy Domek? ahhh Sopot :) Onana :*

    OdpowiedzUsuń