***
Tego posta piszę już z Semarang - z miejsca, w którym spędziłem swoje pierwsze dni w Indonezji, gdzie napisałem swój pierwszy wpis... I tak początek stał się końcem...
Tak w ogóle to powinienem pisać raporty końcowe a nie bloga, ale jakoś nie mam do tego weny. Tym bardziej po pożegnaniu z rodziną, z wioską... :(
***
Powrócę pamięcią kilka dni wstecz - do ceremonii zaślubin mojego indonezyjskiego brata - Mas Najih'ego. O tym dniu wiedziałem już na początku swojego projektu. Wtedy jednak nawet nie myślałem o tak odległym terminie. Zawsze łączyłem go z końcem pobytu w Indonezji. I ot - stało się..
Poniżej krótka relacja z wesela, a raczej z dwóch, bo według indonezyjskiej tradycji pierwsze z nich odbywa się w domu żony, a drugie w domu męża. Warto zwrócić uwagę na ciekawe i barwne stroje pary młodej...
orkiestra...
Główne miejsce, na którym za chwilę zasiądą świeżo upieczeni małżonkowie.
"Wodzirej imprezy"
"Młody" (Mas Najih) klękający przed swoimi rodzicami (forma podziękowania wg indonezyjskiej tradycji)
Ot i para młoda
To chyba druhny... w sumie to nie wiem
Poniżej już drugie wesele, tym razem w naszej wiosce, na terenie szkoły.
A dokładniej to przed samym domem, w którym mieszkałem rozstawiony był namiot w ten sposób, że ciężko było w ogóle przejść.
Mas Najih zestresowany i sztywny jakby kij od szczotki połknął...
Ale nie ma co się dziwić..
Zacky -jeden z najlepszych uczniów w szkole. Tym razem pełnił funkcję muzykanta...
Moja funkcja za to była niebanalna. Wraz z kilkoma innymi, zostałem wyróżniony do bycia tak zwanym "powitaczem" gości (nie wypadało odmówić)! Dostałem specjalny, różowy batik i mogłem brać się "do roboty". W sumie to fucha "powitacza" podobna jest trochę do kelnerki...
Tu przebijam kapsle w napojach za pomocą młotka i wielkiego gwoździa po to, żeby można było tam umieścić słomkę
Powyżej reszta wyróżnionych...
Sztywni jacyś i zestresowani... ;)
"Panowie na luzie !"
"Świeże banany, świeże! Komu, komu bo idę do domu?!" Prosto z drzewa - sam zrywałem
^^ świruję ;)
Milion talerzy na podłodze
Poza witaniem gości do moich zadań należało jeszcze...
...noszenie jedzenia...
... no i pozowanie do zdjęć.
Oczywiście indonezyjskie wesela odbywają się bez napoi wyskokowych, tańca, śpiewu i hulańca także tęsknię już trochę za naszym, tradycyjnym polskim weselem. Niestety żadne w najbliższym czasie się nie szykuje, ale jakby ktoś szukał osoby towarzyszącej to polecam się :D
***
Poniżej już ostatnie zajęcia English Club, na którym wyróżniłem najzdolniejszych studentów
Inka
Zucky
i cała ekipa "zdolniachów"
***
Okolice mojej wioski...
Można?
Można!
Niezły sprzęt co? Najlepsze jest to, że jeszcze jeździ..
Główną (nie pisaną) zasadą na drogach Indonezji jest to, że jeżeli pojazd jest w stanie poruszać się "o własnych siłach", to można nim jeździć.. nie ważne, że ledwie zipie i ciągnie się za nim długi na 200 metrów ogon czarnego dymu...
Po wizycie u fryzjera zaatakowała mnie banda dzieciaków.
Zgadnijcie, które wzięły rutinoscorbin, a które nie ? :)
***
Poniżej kolejna wizyta u Pak Kusonoto, któremu urodziła się córka..
Zdjęcie zrobione swoim telefonem, ale klasycznie już, musiałem je od razu przesłać gospodarzowi..
Prawdopodobnie trafi ono na ścianę, jak te poniżej...
Nawet Łuki i Krzysiu się załapali ;)
Taki już jest Pak Kusonoto - kolekcjonuje sobie bule i wiesza ich na ścianie :P
***
Kilka fotek z marszu na zakończenie roku szkolnego...
Jak się dokładniej przyjrzycie, to możecie dostrzec mnie w tłumie...
***
Poniżej już obrazek jaki zlokalizowłem przypadkiem w Surabaji kilka dni temu...
Kierowca ciężarówki powiesił sobie plakacik ze słynnym
piosenkarzem na tylnej klapie...
***
I to by było na tyle..
Tak mi minęło 5 miesięcy w Indonezji..
Pożegnanie ze znajomymi z Surabaji...
...i z rodziną, nauczycielami oraz uczniami we wiosce..
***
Na stację kolejową z wioski do Lamongan odwiózł mnie Mas Najih ze świeżo upieczoną żoną Mbak Silvi oraz Bu Ummi i Nanda. Ciężko było się żegnać z nimi wszystkimi.. Ostatnie słowa od Bu Ummi brzmiały: "Pamiętaj, że jesteś i zawsze będziesz członkiem naszej rodziny... "
Napiszę jeszcze jednego, ostatniego posta podsumowującego mój wyjazd, ale najprawdopodobniej już w Polsce. Dokładnie za 20 godzin startuje mój samolot, wiec do tego czasu muszę w końcu napisać wszystkie zaległe raporty...
Polsko - do zobaczenia w piątek!
***