***
Niestety laptop mi sie znowu zepsul. Tym razem nie pomogla nawet magiczna metoda Pak Bidika, czyli rzut o lozko.. Posta pisze wiec z pokoju nauczycielskiego w mojej wiosce - niestety bez polskich znakow.
Dlugo nic nie pisalem wiec teraz musze siegnac pamiecia daleko wstecz... A więc dwa tygodnie temu w czwartek ...
... odwiedzili mnie we wiosce znajomi z Surabaji: Adit i Adi (tak, to dwa różne imiona). Coz innego ja im moglem zaproponowac jak nie lowienie ryb.. Podobalo im sie jednak- spokoj, cisza, z daleka od zgielku... w koncu to mieszczuchy z wielkiego miasta ;)
A tu juz "starzy wyzeracze" w mojej wiosce, przesiadujacy cale dnie nad brzegiem rzeki - sielanka!
Powyzsze foto najlepiej obrazuje codzienny dzien pracy we wiosce - pelna przyczepka ryzu :))
Adit i Adi jadac do wioski zauwazyli stojace po drodze banery z moim zdjeciem w towarzystwie uczniow. Banery te maja na celu zachecic przyszlych uczniow i ich rodzicow do wysylania swoich pociech wlasnie do naszej szkoly. Pozniej przechadzajac sie wszyscy razem po wiosce zwrocili uwagę na to, ze wszyscy krzycza do mnie "Hello Mister Artur". No coz, chlopaki jednoglosnie stwierdzili, ze jestem tu slawny :D
Dzisiejszego dnia w Indonezji obchodzone bylo swieto, nastepnego dnia dostalem wolne a po weekendzie zaplanowane byly egzaminy. Wiec wieczorem razem z chlopakami ruszylem do Surabaji z perspektywa zostania tam na tydzien lub dluzej :) Tym razem pojechalismy busem eksluzywnym z cena za bilet 3 razy wyzsza niz zawsze place! A to dlatego, ze Adi bal sie jechac ekonomicznym autobusem, ze wzgledu na kieszonkowcow... Ehh.. przeciez ja nim jezdze zawsze i to sam!
***
W Surabaji pojechalem do Allana. Okazalo sie, ze zna on Johnego z Niemiec, ktory jest na projekcie tej samej organizacji co ja - Dejavato! Swiat jest maly. Spotkalismy sie wiec we trzech wieczorem i ruszylismy w tango. Dalej temat juz nie na bloga... ;)
Rano z lekko ciezka glowa pojechalem z Allanem "na miacho". Tego dnia wieczorem miala przyleciec do niego dziewczyna - rowniez Polka mieszkajaca od urodzenia w Niemczech a teraz pracujaca w Abu-Dabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Z tej okazji Allan wynajal samochod na 10 dni (cena: 60zl za jeden dzien). Jak go przekonywano przed wynajeciem, samochod mial byc z odtwarzaczem CD i wejsciem na USB. Chyba sie jednak nie zrozumieli bo dostal tylko "kaseciaka". W kazdym badz razie przed przylotem jego dziewczyny pojezdzilismy troche po zakorkowanej Surabaji. Co chwila bylismy zaskakiwani pomyslowoscia indonezyjskich kierowcow (WTF jak oni jezdza?!).
Zajechalismy do taniego centrum handlowego. W takich miejscach nie pojawiaja sie bule wiec wszystkie oczy byly wlepione w nas... W Indonezji panuje ogolne przekonanie, ze kazdy bialy jest bogaty tak wiec miejscowi byli bardzo zdziwieni gdy dwoch takich bule targowalo ceny, ktore i tak juz byly niskie ;)
Wieczorem odebralismy Sandre - dziewczyne Allana z lotniska. Oboje sa z polskich rodzin ale od urodzenia mieszkaja w Niemczech wiec latwiej im sie porozumiewac po niemiecku. Ale z uwagi na to, ze ja nie znam tego jezyka, rozmawialismy po polsku.
***
Nastepnego dnia z samego rana zaplanowalismy podroz na wyspe Sempu (Adit, Adi, Allan, Sandra, no i ja). Po drodze zatrzymalismy sie w Malang na nocleg u jednego z... braci Adita - Ryana.
I tu zrobie przerwe na odzielny temat, ktory niewatpliwie zasluguje na uwage, mianowicie: "bracia i siostry Adita"... A wiec: ma on swoja prawdziwa rodzine w miescie Yogjakarta, a w Surabaji (gdzie obecnie meszka) dwie inne "przybrane familie" - ok 20 braci i siostr oraz matka z krajow arabskich mieszkajaca w Indonezji. Spotykaja sie dosyc czesto i pomagaja nawzajem jak prawdziwa rodzina. Jeszcze lepsza akcja - Adit w wieku 16 lat adoptowal corke, ktorą notabene urodzila adaptowana corka jego ojca, z ktorym to Adit od lat nie utrzymuje kontaktu. Corka Adita mieszka ze swoja matka, czyli adoptowana corka jego ojca w Jakarcie. Adit obecnie wspomaga ja tylko finansowo robiac co miesieczne przelewy. Rozumiecie? Mi rowniez zajelo to troche czasu... ;)
***
Tak wiec nocleg w Malang zapewnil nam jeden z braci Adita... Nastepnego dnia planowalismy wstac bardzo wczesnie rano, jak mowili wszyscy indonezyjczycy - o 4:00. Kto wstal pierwszy? Allan z Sandra, pozniej ja a ok 4:50 sila trzeba bylo indonezyjczykow z lozek podnosic ;) I znowu "indonesian rubber time" ukazal swoje oblicze... W koncu wyjechalismy. Podroz wedlug nich miala trwac godzine a trwala dwie przy calkiem szybkiej jezdzie.
Adit, Adi, Sandra, Allan
Sniadanko
Pogoda byla bardzo ladna do momentu... kiedy dotarlismy do wybrzeza. Na miejscu dowiedzialem sie, ze na wyspie na ktora plyniemy zyja bardzo jadowite, nadrzewne weze oraz pantery i malpy... O_o No trudno.. wynajelismy przewodnika... wazy moze jakies 50 kilo po deszczu ale chyba zna sie na rzeczy... Zeby sie upewnic zapytalem go, czy ma jakies anditodum/surowice, w przypadku gdy ukasi kogos waz. Odpowiedzial "Nie". Zadalem wiec drugie pytanie: "Czy to oznacza smierc?" Ponownie odpowiedzial lakonicznie: "Tak"...
Musielismy wypozyczyc i przyodziac specjalne buty, ktore wygladaly jak pilkarskie (z korkami). Na wyspie przekonaleem sie dlaczego.. droga byla strasznie sliska i blotnista. Doplynelismy smieszna, tradycyjna lodzia w okolo 10 minut. Gdy dobilismy do brzegu zaczela sie porzadna ulewa a my musielismy wedrowac przez dzika, pelna niebezpieczenstw dzungle... Dostalismy informacje, ze wedrowka bedzie trwala trzy godziny ...
Powyzej nasz przewodnik...
Las byl mokry, ciemny, lalo jak z cebra, co chwila ktos sie wywracal na sliskiej nawierzchni. Bez podtrzymywania sie drzew bylo by ciezko.. z drugiej strony na drzewach zyja przeciez jadowite weze... musialem byc czujny jak wazka...
Szczesliwie na miejsce dotarlismy (nie napotykajac na zadne zwierzeta) w poltorej godziny, a nie tak jak mowili Indonezyjczycy w trzy... mokrzy i brudni w blocie. Miejsce za to bylo piekne i warte wszystkiego...
...Sempu jest to niezamieszkana wysepka gdzie morze przez skały "wlewa się" na ląd tworząc male, niezwykle piekne jeziorko. Paradoksem jest to, ze woda w morzu jest blekitna a ta w jeziorze przejrzysto-zielona jak na obrazku ponizej. Wspinajac sie na skaly mozna idealnie zauwazyc ten kontrast.
Powyzej nienajlepszy przyklad palonych smieci.
A ponizej dwie malpki- jedna zyjaca na wyspie, a druga tylko w odwiedzinach u rodziny ;)
Miedzy zdjeciami (to na gorze i to na dole) mozna zauwazyc roznice koloru wody w morzu i w jeziorze
Slonce tak przyjemnie swiecilo, ze zasnalem na plazy... Nastepnego dnia bylem spieczony na skwarke... Balem sie ze strace swoj status: "bule" ;)
Powrot - zmeczeni i upackani w blocie...
***
Nastepnego dnia bylismy juz w Surabaji. Odwiedzilismy tzw "Thief Market" (zlodziejski bazar). Nie wiem skad nazwa, ale kazano mi pilnowac tego co mam w kieszeniach ;) Zakupilem buty Nike (podroba, ale ze znaczkiem wszystko w porzadku;), japonki i czapke za laczna kwote 80.000RP ( ok. 24zl) gdzie na poczatku chciano za same buty 100.000Rp. Adit dziwil sie ze az tak mozna ciac ceny ;)
Ponizej "Angkot" - transport miejski
Takie widoki to codziennosc..
No i takie tez:
- maski chroniace przed zanieczyszczeniami. Bule ninja!
Kolejnego dnia znowu wybralem sie z kolezanka ogladac ptaki...
Potezny dran...
Ponizej wulkan Semeru (na obrzezach Surabaji), ktorego erupcje wystepuja srednio co... 20 min. Sa to jednak tylko niewielkie "wystrzaly" pary..
***
W srode wybralismy sie ponownie do Malang - odwiedzilismy miedzy innymi muzeum militarne.
Powyzej sprzet, ktorego Indonezyjczycy uzywali w obronie przed Holendrami w czasie II wojny swiatowej. Tak jak juz kiedys pisalem - Indonezja do czasu zakonczenia II WŚ, byla kolonią holenderską
Chinska swiatynia w Malang:
A to wielkie swiece (wysokosci czlowieka) na sprzedaz - te najwyzsze pala sie ponad pol roku przy zalozeniu, ze nigdy ich nie gasimy
W religii chinskiej wystepuje (jesli dobrze pamietam) 28 bogow. Ponizej jeden z nich - moim zdaniem najsmieszniejszy...
A tu kolejni:
Wylosowalem wrozbe chinska. Ponizej mozecie przeczytac, co mi wywrozylo...
Zwroccie uwage na znaczek na pieczatce po srodku
"Zyrandol- kadzidelko". Zmniejsza sie z kazda godzina
A ponizej dzisiejszy obiad
Warto zwrocic uwage na ilosc tzw "sambel" - czyli ostrego sosu w stosunku do kurczaka, którego prawie nie widać.
Mama jednego z kolegow dzis wrocila z Korei Poludniowej. Ponizej egzemplarz waluty koreanskiej
A to monety z Singapuru:
***
Adit - moj najlepszy ziomek z Surabaji, od poniedzialku do piatku pracuje w banku. W weekendy natomiast zajmuje sie tym co lubi i zarabia na tym - fotografowanie. Dla przykladu - jednego dnia przez niecale 3 godziny zarobil ponad dwie miesieczne wyplaty Pak Bidzika z mojej wioski...
***
Po 10 dniach spedzonych poza wioska musialem w koncu wracac....
Ponizej jeszcze kilka fotek z wioski:
Maly koncercik w pokoju nauczycielskim
Indonezyjski dowod osobisty i prawo jazdy mojego ulubionego nauczyciela - Pak Bidzika
Szczesliwy Mas Najih - za tydzien sie chajta ;)
Moja ulubiona ryba - lele (czyli sum)...
***
I to tyle ... do zobaczenia już niebawem w Polsce :)